Przyjęcie wigilijne
“A to jest przyjęcie wigilijne”. Takimi słowami zostałam przedstawiona ordynatorowi ortopedii tuż po Świętach Bożego Narodzenia.
Nawet mnie to rozbawiło choć poprzednie dni do zabawnych raczej nie należały.
Kiedy trafia się późnym popołudniem w samą Wigilię na pustą i ciemną salę szpitalną okoliczności muszą budzić różne skojarzenia.
Pierwsza myśl – że jest ciemno i zimno, podobnie musiało być w grocie Narodzenia, choć tam warunki z pewnością były o wiele trudniejsze.
No ale był przecież św. Józef, który tak jak mógł o wszystko się zatroszczył, Maryja, pełna łaski i ufająca do końca, i malutki Jezus, który właśnie ma się narodzić.
Prawdziwie cicha i ciemna noc. Takie to przyjęcie wigilijne, bez światełek, prezentów i suto zastawionego stołu. Czy godne Króla?
Druga myśl, a właściwie dziękczynienie, że żyjemy w Polsce gdzie na sali szpitalnej wisi krzyż i nikt go stamtąd nie usiłuje usunąć, i że można na niego patrzeć bo właśnie rodzi się nasz Zbawiciel, a właściwie można tylko to, bo ból sprawia, że jest to jedyna możliwa w tej chwili modlitwa.