Krok 5
W nowym roku Wspólnotowym, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, w naszych rozważaniach będziemy często korzystać ze słów, które św. Jan Paweł II powiedział na temat cierpienia w życiu człowieka lub które skierował bezpośrednio do cierpiących. Będziemy je odkrywać stopniowo, i zanim do tego dojdziemy, na początek tekst, który ukazuje proces, jaki dokonał się w świętym papieżu od jego młodości, a tym samym jak zmieniał się jego stosunek do cierpienia. Być może odnajdziemy się w tych słowach, w każdym razie do tego zachęcam. Z pewnością możemy w jakiś sposób czerpać z doświadczenia Jana Pawła II i uczyć się od niego.
Kiedyś, w rozmowie z Andre Frossardem Jan Paweł II wyznał, że jego stosunek do cierpienia i ludzi chorych na przestrzeni lat ulegał stopniowej przemianie. Przyznał, że przed laty, zwłaszcza w młodości, ludzkie cierpienie bardzo go onieśmielało, nie wiedział jak się zachować, ani co powiedzieć. Wspomina: „Trudno mi było przez pewien czas zbliżać się do cierpiących, gdyż odczuwałem jakby wyrzut, że oni cierpią, podczas gdy ja jestem od tego cierpienia wolny. Prócz tego czułem się skrępowany, uważając, że wszystko, co mogłem im powiedzieć nie ma pokrycia, po prostu dlatego, że to oni cierpią, a nie ja. Ale ten okres onieśmielenia przeszedł, gdy posługi coraz częściej prowadziły do spotkania z cierpiącymi – i to na różne sposoby. Muszę tu dodać, że ten okres dominującego onieśmielenia przeszedł przede wszystkim dlatego, że dopomogli mi w tym sami cierpiący. Spotykając się z nimi przekonywałem się stopniowo, a w końcu przekonałem się definitywnie, że pomiędzy ich cierpieniem jako faktem obiektywnym, a ich własną, osobistą świadomością tegoż cierpienia zachodzą relacje zupełnie nieoczekiwane. Miałem przed sobą człowieka, który stracił wszystko w Powstaniu Warszawskim, sam zaś pozostawał przykuty do łóżka, jako ciężki inwalida. I ten człowiek, zamiast skarżyć się na swój los, mówi mi <Jestem szczęśliwy>. Nawet nie pytałem, dlaczego. Zrozumiałem bez słów, co się musiało dokonać w duszy mojego rozmówcy, jak mógł przebiegać ten proces – a przede wszystkim: Kto mógł go w nim dokonać. Odtąd spotykałem się z cierpiącymi bardzo często, odwiedzając ich po domach, w szpitalach – i często trafiałem na ślady tego samego procesu…”.
Jan Paweł II okazał się pojętnym uczniem w szkole cierpienia, ale też równie doskonałym nauczycielem. Cierpienie stało się jednym z najważniejszych wątków papieskiego nauczania. Ludzie cierpiący byli też najczęstszymi adresatami jego wystąpień. Już na początku swej posługi zakomunikował całemu światu, że chorzy zajmują szczególne miejsce w jego sercu, a w dzień po wyborze udał się do rzymskiej kliniki Gemelli aby odwiedzić swego chorego przyjaciela, biskupa Andrzeja Marię Deskura. Dziś trudno zliczyć ile na przestrzeni 27 lat pontyfikatu odbyło się spotkań Papieża z chorymi – zarówno podczas oficjalnych uroczystości, jak i w czasie odwiedzin w szpitalach. Tych spotkań nie zaniedbał także wtedy, kiedy sam podzielił los ludzi cierpiących. Może właśnie dlatego był dla świata tak bardzo wiarygodnym nauczycielem cierpienia, ponieważ sam tego cierpienia doświadczał. W świecie, w którym panuje kult zdrowia i młodości, Ojciec Święty nie ukrywając swego cierpienia i starości, znalazł jeszcze jeden sposób świadczenia o Bożej miłości, „która jest ostatecznym sensem wszystkiego, co na tym świecie istnieje”.
Błogosławiony papież Jan Paweł II – zostawił nam wiele zapisanych stron o cierpieniu. Najważniejszym jednak dokumentem jego nauczania w tym zakresie pozostaje list apostolski „Salvifici doloris” (Zbawcze cierpienie) – o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia”. Trudno przecenić jakikolwiek fragment tego dokumentu, ale dzisiejszy człowiek, tak bardzo nastawiony na konsumpcję, wygody i „branie z życia” jak najwięcej dla samego siebie, chyba najbardziej powinien pochylić się nad tym jego fragmentem, w którym Jan Paweł II stwierdza, że cierpienie w świecie jest obecne po to, „ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów jakże bezinteresowny dar z własnego „ja” na rzecz innych ludzi, ludzi cierpiących. Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przystanku inny świat: świat ludzkiej miłości – i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu”.
Żródło i całość tekstu: http://prasa.wiara.pl/doc/