Komentarz do Ewangelii – 18 listopada 2018
Końcówka roku liturgicznego obfituje w czytania o charakterze eschatologicznym, czyli mówiące o rzeczach ostatecznych. Prorok Daniel mówi o okresie ucisku jaki ma nastąpić i jakiego dotąd nie było oraz o walce ze złem, która zakończy się ostatecznym rozstrzygnięciem. Jej wynik jest z góry przesądzony, bo jak stwierdza autor listu do Hebrajczyków: „Nieprzyjaciele Jezusa Chrystusa staną się podnóżkiem pod jego stopy.” W ewangelii św. Marek zapisuje słowa Jezusa, który wskazuje na znaki, Jakie będą towarzyszyły Jego powtórnemu nadejściu. Zaznacza jednocześnie, że moment jego powrotu (paruzji) pozostaje tajemnicą, która nie będzie nam objawiona. Wiele z tych znaków towarzyszy ludzkości od dawna, co może powodować słabnięcie naszej czujności i pewne przyzwyczajenie do sytuacji, która jest wokół nas. Dlatego Liturgia chce niejako nas obudzić, jak to uczynił Jezus wobec swoich Apostołów w Getsemani, gdy wobec nadchodzącej chwili próby, wezwał ich słowami: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Mt 26,41).
Czas trwania tego świata jest ograniczony, tak jak i życie każdego i każdej z nas. Powoli się kurczy, a może nawet bardzo szybko. Stąd to przynaglenie, bo nie mamy już czasu do stracenia, na odkładanie na kiedyś ważnych spraw, na nie realizowanie swoich postanowień i zamiarów, na marzycielstwo, że „kiedyś, gdy będę miał czas, to…” A tymczasem jest go coraz mniej i dlatego potrzeba nam realizmu, bo liczą się nie nasze przekonania, ale tylko to, co jest tutaj i teraz, co dzieje się realnie, co realizujemy, choćby nawet z trudnościami, oporem i może nie bez porażek. Towarzyszem, drogowskazem i pokarmem mają być dla nas słowa Pana, zawsze aktualne i nigdy nie przemijające (Mk 13,31). Niech będą one obecne w naszej codzienności jako pokarm dla ducha. Wśród niepewności tego świata, to one są skałą, na której można budować solidnie, nie obawiając się żadnych burz i nawałnic.
ks. Henryk Otremba