Krok 1
Misja Chwalebnego Krzyża to powołanie do radości. Misję tę mogą podejmować osoby (…) przeżywające cierpienia oraz wewnętrzne lub zewnętrzne trudności z powodu długotrwałej choroby, niepełnosprawności własnej lub bliskich. Ich doświadczenia zostają przemienione za sprawą Chwalebnego Krzyża Chrystusa, stając się źródłem promieniowania radością Zmartwychwstania. Przez ofiarowanie swoich cierpień, bracia i siostry jednoczą się z Chrystusowym zwycięstwem nad grzechem i śmiercią. Są oni powołani do tego, by w uwielbieniu pełnym wiary, nadziei i miłości, składać siebie w darze, na chwałę Bożą. Przez radosne ofiarowanie siebie wraz z Jezusem dają świadectwo swojej pewności, że Bóg ich kocha.
Powyższy cytat to pierwszy punkt rozdziału o Chwalebnym Krzyżu z naszego Zwyczajnika, który streszcza czym jest powołanie, które wspólnie rozważamy i chcemy na nie odpowiadać. Poprzez wyrażenie, że doświadczenia człowieka zostają przemienione za sprawą Chwalebnego Krzyża Chrystusa, możemy się domyślać, że dzieje się to wówczas gdy ma on za sobą przebytą jakąś drogę i z pewnością nie idzie nią sam. Człowiek sam z siebie nie miałby tej radości, gdyby nie zaczerpnął jej od Zmartwychwstałego Pana. Jest to droga zaufania, którego uczymy się przez całe życie, a żeby zaufać musimy też poznać Tego, do którego się zwracamy – poprzez nawiązanie wspólnoty z Tym, który poniósł ciężar nas wszystkich (Benedykt XVI).
Droga każdego człowieka jest inna, nawet gdy doświadczenia wydają się całkiem podobne, to inaczej je przeżywamy – każdy w relacji osobistej z Panem Jezusem. Pierwszy “mały krok” to zachęta aby rozważyć na modlitwie, przed Panem Jezusem i po prostu zobaczyć jaka dotąd była moja droga: co się zmieniło, jakich cudów Jezus dokonał w moim życiu, w jakim miejscu jestem teraz, co nadal jest trudne – by odkrywać do czego Pan Jezus mnie wzywa…
Z pewnością powołanie do akceptacji i ofiarowania swoich cierpień nie dokonuje się z dnia na dzień, ale wymaga czasu i dokonuje się etapami (przekazane przez odpowiedzialnych za Chwalebny Krzyż – Bruno i Helene):
– Niedowierzanie
– Bunt/zaprzeczanie
– Targowanie się
– Smutek
– Akceptacja
– Ofiara
Etapy te można je przeżywać w każdym cierpieniu z którym się konfrontujemy (także np.. w rodzinie) ale nie wszystkie etapy muszą być doświadczane (to zależy od osoby) także ich kolejność nie musi być zawsze zachowana. Można też doświadczać w tych etapach „drogi tam i z powrotem”.
Poniżej także propozycja na małą medytację – fragment tekstu św. Teresy z Lisieux, tak bliskiej naszej Wspólnocie, i przez to wydaje się również odpowiednią przewodniczką na drodze „małych kroków”.
Być Twoją małżonką, o Jezu, być karmelitką, być, przez moje zjednoczenie z Tobą, matką dusz; to powinno mi wystarczyć. Ale tak nie jest. Bez wątpienia, te trzy przywileje są moim powołaniem – karmelitka, małżonka i matka – jednakże czuję we mnie inne powołania… Czuję potrzebę, pragnienie dokonania dla Ciebie, Jezu, czynów najbardziej heroicznych… Pomimo mej małości chciałabym oświecać dusze jak prorocy czy mędrcy; mam powołanie bycia apostołem. Chciałabym przebiegać ziemię, głosić Twoje imię i zatknąć na niewiernej ziemi Twój chwalebny Krzyż. Ale, o mój Umiłowany, jedna misja mi nie wystarczy. Chciałabym w tym samym czasie głosić Ewangelię w każdym zakątku świata, aż na wyspach najbardziej odległych. Chciałabym być misjonarzem nie tylko przez kilka lat, ale od początku stworzenia świata i aż do końca… O mój Jezu! Co odpowiesz na te wszystkie moje szaleństwa? Znajdziesz duszę mniejszą i słabszą niż moja?
A jednak, ze względu na moją słabość, spodobało Ci się, Panie, spełnić moje dziecięce pragnienia, i dzisiaj chcesz spełniać inne pragnienia, większe niż wszechświat… Zrozumiałam, że miłość mieści w sobie wszystkie powołania, miłość jest wszystkim, ogarnia wszystek czas i każde miejsce; jednym słowem, jest wieczna… Moje powołanie, nareszcie je znalazłam. Moim powołaniem jest miłość.